Axelsson Majgull „Dom Augusty” (recenzja)
„Dom Augusty” to historia trzech kobiet. Pierwszą jest Augusta, nieżyjąca nestorka rodu, po której wszystkie potomkinie odziedziczyły piękne, gęste włosy i umiejętność otaczania się nieprzeniknionym murem. Druga to o dwa pokolenia młodsza Alicja, która nosi w swoim wnętrzu zadrę pozostałą z lat młodości. Trzecia, najmłodsza, to szesnastoletnia Andżelika, dziecko niechciane, któremu przyszło dorastać w domu pełnym nienawiści. Wszystkie trzy, mimo dzielących je różnic, mają ze sobą więcej wspólnego, niż można by przypuszczać. Łączy je też dom Augusty, spadek pozostały po babci. Dom ze swoimi szeptami przebrzmiałych rozmów i cieniami starych wspomnień. Dla jednych miejsce oczyszczeń, dla innych wspomnienie koszmaru. A czasem i jedno i drugie jednocześnie. To właśnie tu rozstrzygają się losy trzech kobiet, nawet jeśli one same o tym nie wiedzą. Książka napisana jest barwnym językiem realizmu magicznego i będzie wymarzoną opowieścią dla tych, którzy lubią klimat smutnej baśni. Bo tak właśnie się ją czyta, jak smutną baśń, mimo, że opowiada o rzeczach jak najbardziej realnych: miłość, śmierć, życie codzienne. Akcja toczy się na przestrzeni dziesięcioleci (zaczyna w 1913 roku, a kończy współcześnie) więc w pewien poetycki sposób opisuje realia całego XX wieku. Porusza też problemy natury ludzkiej i nieszczęśliwego dzieciństwa. Jej minusem jednak jest trochę po macoszemu potraktowany rys psychologiczny bohaterek. O ile Andżelika jest opisana wszechstronnie i niczego nie można jej zarzucić, to przy pozostałych bohaterkach mam wrażenie niedosytu, tak jakby autorka celowo nie pokazała wszystkiego, eksponując tylko pewne cechy, a o innych zapominając. Nie jest to jednak nachalne wrażenie i nie przeszkadza w czytaniu. Podsumowując, „Dom Augusty” świetnie się czyta i skłania do refleksji. Mogę go z czystym sumieniem polecić wszystkim miłośnikom realizmu magicznego, a dla tych, którzy gustują w literaturze skandynawskiej jest to pozycja obowiązkowa.
Magdalena Drysiak, DKK Godkowo